Przejdź do treści

Kazali czekać aż serduszko się zatrzyma

W., lat: 28

Czasami jest to najlepsze co możesz zrobić

Zawsze marzyłam o tym, aby zostać matką. Życie toczyło się tak jak chciałam, najpierw studia, później dobra praca, ślub i marzenia o wspólnej przyszłości.

Wspólnie z mężem pragnęliśmy mieć dzieci. Zapadła decyzja - próbujemy. I w końcu po 6 miesiącach starań są - wymarzone dwie kreski. Szczęście nie do opisania. Na początku wszystko super, badania, wyniki, wszystko książkowo.

W 12 tygodniu czekały na nas badania prenatalne, lekko zestresowani, ale szczęśliwi, że znowu zobaczymy dzidzię pojechaliśmy do lekarza. Lekarz przyłożył głowicę USG do brzucha i zaczął się koszmar… diagnoza - megacystis, pęcherz olbrzymi. Skierowanie do szpitala, będziemy próbowali ratować, proszę nie tracić nadziei. Pełna wiary trafiłam do szpitala tam 2x amniopunkcja, 2x pobieranie moczu z pęcherza dziecka, płacz, tragedia, ale ciągle gdzieś była nadzieja…

Aż w końcu w 16 tygodniu do szpitala przyjechał inny lekarz specjalnie by mnie konsultować. Długo wykonywał badanie w ciszy, ja płakałam, ciągle jeszcze mając nadzieję. Odłożył głowicę i zapytał mnie co chciałabym od niego usłyszeć. Rozpłakałam się powiedziałam „wiem, że nie usłyszę tego co chciałabym usłyszeć”. Kazali czekać aż serduszko się zatrzyma. Wraz z mężem wybraliśmy się do Łodzi do znanego profesora zajmującego się takimi przypadkami. Nie dał nam nadziei, powiedział, że jest źle, ale decyzja należy do nas, możemy próbować ratować, ale szanse są niewielkie, nawet jeśli dziecko przeżyje będzie bardzo chore.

Po wyjściu z gabinetu mój mąż powiedział mi, że nie możemy już dłużej walczyć, nie możemy już nic więcej zrobić. Poczułam jak wbija mi nóż w plecy, jak mógł tak powiedzieć. Później zrozumiałam, że on martwił się o nasze dziecko i o mnie. Dzięki aborcji bez granic udało się zorganizować zabieg w 17 tygodniu w Holandii. W klinice otrzymałam więcej wsparcia i empatii niż w polskim szpitalu. Po kilku godzinach było po wszystkim. To był najgorszy dzień w moim życiu. Ale skłamię jeśli powiem, że nie poczułam ulgi. Moje dziecko już nie cierpiało, mojej malutkiej dziewczynki już nic nie bolało. Długo cierpiałam i walczyłam z poczuciem winy, ale wiem, że decyzja była słuszna. Zrobiłam wszystko by nie cierpiała, zrobiłam to co powinna zrobić matka - uchronić dziecko. Nasza córeczka miała urodzić się w grudniu i dała nam najpiękniejszy znak w grudniu - zobaczyliśmy znowu dwie kreski. Dziś jestem w kolejnej ciąży, mam nadzieję, że tym razem wszystko potoczy się dobrze, a nasze marzenie się spełni. Nadal czuję smutek, że wtedy tak musiało się to skończyć, ale wiem, że to była najlepsza decyzja, że moje maleństwo dziś czuwa nad nami i nad swoim rodzeństwem. Na pewno nigdy nie zapomnę o moim pierwszym maleństwie, na zawsze ma miejsce w moim sercu.