Przejdź do treści

Nigdy nie byłam tak szczęśliwa, że mieszkam w Holandii

Butterfly, lat: 34

Zaufaj sobie

Jestem z moim partnerem 1.5 roku i od dłuższego czasu myślałam o rozstaniu z nim. Uzmysłowienie, że miałabym mieć z nim dziecko wywołało we mnie panikę.

Witajcie,

Tak naprawdę nie wiem od czego zacząć. Chciałam znaleźć miejsce, w którym poczuję się bezpiecznie z tym co mam zamiar zrobić, z tym co myślę oraz czuję. Tydzień temu będąc w domu rodzinnym zrobiłam test "ku uzyskaniu spokoju" i niestety zobaczyłam dwie kreski. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, bez myślenia wyszłam z łazienki i spojrzałam na rodziców. Krzyknęli: Nareszcie, ale się cieszymy. Ojciec się popłakał z wzruszenia a ja ledwo powstrzymywałam łzy.

Jestem z moim partnerem 1.5 roku i od dłuższego czasu myślałam o rozstaniu z nim. Uzmysłowienie, że miałabym mieć z nim dziecko wywołało we mnie panikę. Zdałam sobie sprawę, że go nie kocham. Nigdy go nie kochałam i szczerze nie wyobrażam sobie naszego życia razem. A raczej nie wyobrażam sobie nas jako szczęśliwej pary.

Stwierdziłam, że korzystając z okazji, że jestem w Polsce i mam pakiet medyczny skorzystam i zrobię badania, u ginekologa byłam godzinę później. Potwierdził - 5 tydzień. Zadzwoniłam na wideo do mojego partnera, widziałam taką samą reakcję jak moją. Następnego dnia miałam wracać, do kraju w którym mieszkam. Dziewczyny - nigdy w życiu nie byłam tak szczęśliwa, że mieszkam w HOLANDII.

Całą noc nie spałam, nie mogłam w to uwierzyć, że wpadliśmy. Mam 34 lata i NIGDY nie miałam wątpliwości co do tego, że mogłabym być w ciąży. Rano, przed odlotem pojechałam na badania. Od la choruję na niedoczynność tarczycy. O 16 doleciałam do Holandii. Mój partner mnie odebrał i przez godzinę próbowaliśmy zagłuszyć ciszę rozmowami o bzdurach. Tyle zajął nam dojazd do domu. Jak tylko przekroczyliśmy próg, zrzuciłam plecak i spojrzałam na niego: Kur**, nie tak miało być. On odrzekł, że to nie jest dobry moment, dopiero rozpoczął terapię i farmakologię, ponieważ stwierdzono u niego PTSD po śmierci rodziców. A ja mu odrzekłam: Wiesz, zawsze chciałam mieć rodzinę, natomiast moim największym marzeniem było stworzenie jej w miłości, ogromnej miłości wobec siebie. Tego nie było u nas. Nie chcę jeszcze kończyć tej relacji, ale na ten moment nie chcę tego dziecka. Pragnę by poczęło się z uczucia, dlatego z wielkim bólem serca uważam, że warto wykonać "zabieg". Oboje popłakaliśmy się i o dziwo, ta rozmowa mocno nas zbliżyła. W Holandii mając ubezpieczenie aborcja jest dostępna za darmo. Na następny dzień skontaktowałam się z wybraną kliniką, Pani pytała o ostatnią miesiączkę i z niedowierzaniem sugerowała, aby zaczekać, bo to dopiero 5 tydzień i nie ma pewności czy jestem w ciąży. Potwierdziłam jej badaniem USG oraz resztą dokumentów, które miałam z Polski. Dokładnie za tydzień o 08:30 będę miała zabieg metodą próżniową. Będę znieczulona, w chwilowym śnie. Całość ma trwać 5-10 minut. Nie mogę się doczekać. W międzyczasie przyszły wyniki krwi - TSH 11 tysięcy. Nigdy nie miałam tak złych wyników.

Nazywam aborcję zabiegiem, ponieważ od samego początku wypierałam tą ciążę. Nie chciałam jej, nie czuję żebym w niej była. Gdy moja mama zadzwoniła nazywając mnie mamusią miałam ochotę wyrzucić telefon. Przegotowuję ją na to, że ciąża może nie być utrzymana ze względu na wysokie TSH. Nie chce ich ranić aborcją, obawiam się, że mogą nie zrozumieć. Czekam na dzień, w którym będę mogła ten krótki okres zakończyć. Kolejnym krokiem będzie weryfikacja związku oraz zajrzenie w głąb siebie czy na pewno chce być matka. Mam krótkie momenty, w których czuje się jak potwór - więcej jest jednak takich, gdzie przybijam sobie "5" za zgodność ze sobą, miłość do siebie oraz własnego życia.