Płodocentryzm, medycyna i władza

Ten tekst powstał w odpowiedzi na wypowiedzi polskich ginekolożek i ginekologów, którzy zabrali głos w sposób pouczający i protekcjonalny, być może czując, że pozycja autorytetu, którą daje im dyplom uczelni medycznej, jest w jakiś sposób zagrożona przez działalność aktywistek aborcyjnych. Ton tych wypowiedzi wskazuje, że bardziej niż na zdobywaniu wiedzy o tym jak wygląda nowoczesna praktyka aborcyjna, zależy im na ochronie własnej uprzywilejowanej pozycji.
Ważne:
  • Treść zagadnienia 1
  • Treść zagadnienia 2
  • Treść zagadnienia 3

Drogie ginekolożki i ginekolodzy – w dostępie do aborcji nie chodzi o Was

Aborcja jest jedną z najbardziej i najdokładniej przebadanych interwencji medycznych na całym świecie. Żaden inny zabieg nie jest rozpatrywany na tak wielu poziomach – od biologicznego, poprzez  medyczny, społeczny, psychiczny, bioetyczny, po polityczny i klasowy. Mamy badania mówiące o powodach aborcji, czy o skutkach aborcji. Wiemy, że osoby robią aborcje z różnych powodów i na różnych etapach życia. Wiemy, że decyzja o aborcji dla niektórych jest łatwa, a dla innych trudna. Wiemy, że osoby które decydują się na aborcję często mają już dzieci. Wiemy, że czasami szybko podejmują decyzję o aborcji, a czasami potrzebują na to więcej czasu.

Bezpieczna aborcja to termin, który podlega przemianom społecznym i kulturowym. Pod koniec ubiegłego wieku na arenie międzynarodowej zostało zakorzenione przekonanie, że bezpieczna aborcja to aborcja legalna i odbywająca się w szpitalu pod czujnym okiem lekarza.

Aborcja tylko w szpitalu? Niestety w Polsce to przekonanie ciągle obowiązuje

Tymczasem medyczna definicja bezpiecznej aborcji ukuta przez Światową Organizację Zdrowia mówi wyraźnie: aborcje są bezpieczne, gdy przeprowadzane są bezpiecznymi metodami rekomendowanymi przez Światową Organizację Zdrowia, odpowiednimi do długości ciąży, kiedy osoba przeprowadzająca aborcje posiada potrzebne do tego umiejętności.

W Polsce jednak dla wielu lekarek i lekarzy, do bezpiecznej aborcji wymagany jest przede wszystkim dyplom uczelni medycznej, 14 lat doświadczenia zawodowego, szpital, biały fartuch i najwyraźniej… ego.

Ze smutkiem stwierdzamy, że polscy lekarze i lekarki, cieszący się mianem lekarzy pro choice i sojuszników kobiet, tkwią w płodocentryźmie, szerzą nieprawdziwe informacje na temat aborcji i kolejny raz stygmatyzują osoby potrzebujące aborcji opowiadając się za dostępem do aborcji jedynie do 12 tygodnia ciąży.

Lekarski mit do obalenia na już

MIT: Nie ma kraju, w którym aborcja jest możliwa do 7 miesiąca.

FAKT: Są takie kraje. W USA aborcja jest możliwa również w trzecim trymestrze. W Kanadzie, gdzie aborcja jest w pełni zdekryminalizowna i regulowana przez ustawę o ochronie zdrowia, aborcję można wykonać również w trzecim trymestrze. Aborcja Bez Granic wysyła zarówno do Belgii i Francji osoby w 27 oraz ostatnio nawet w 37 tygodniu ciąży na zabiegi aborcji. Aborcja wykonywana jest albo metodą chirurgiczną, albo metodą farmakologiczną. Metoda chirurgiczna nazywana jest rozszerzeniem szyjki macicy i ekstrakcją (od angielskiego dilation and extraction – D&X).

Objawy płodocentryzmu

Przykład: „28 tygodniowe płody ważą kilogram i są zdolne do życia” 

Nasza odpowiedź: No i co z tego? To zdanie brzmi jak z antyaborcyjnej plandeki na jakiejś ciężarówce. Wiele osób podejmujących decyzje o aborcji w zaawansowanej ciąży ma tę wiedzę, ale mimo to decyduje się przerwać ciążę. I mają prawo podejmować te decyzje. Nie chcemy dostępu do aborcji tylko wtedy, gdy płód, który nosimy jest niezdolny do przeżycia albo waży mniej niż kilogram. Jesteśmy w stanie podejmować decyzje, które innym mogą wydawać się trudne lub moralnie wątpliwe.

Drodzy lekarze i lekarki: niezależnie od tego jak nas oceniacie, w centrum Waszego zainteresowania powinniśmy być my – pacjentki – nasze zdrowie, godność, podmiotowość. W końcu my też ważymy kilogramy (czasem mniej, czasem więcej, co też niestety często jest przez lekarzy komentowane) i jesteśmy zdolne do życia, w dodatku mamy świadomość i czujemy… To my jesteśmy Waszymi pacjentkami.

Aborcja powinna być dostępna tak szybko, jak to możliwe i tak późno, jak to potrzebne – to zdanie, które słyszymy na aborcyjnych konferencjach od zagranicznych ginekolożek i ginekologów, między innymi byłej szefowej BPAS (sieci aborcyjnych klinik, wykonujących aborcję w trzech trymestrach).

Czy kiedykolwiek jakiś polski ginekolog_ożka odważy się wypowiedzieć to zdanie?

Straszenie aborcją

Przykład: „Każda aborcja niesie za sobą ryzyko powikłań, a im wyższa ciąża, tym ryzyko powikłań wyższe”

Nasza odpowiedź: Każda ciąża niesie za sobą ryzyko powikłań, a aborcja jest znacznie bezpieczniejsza niż poród. Bezpieczne metody przerywania ciąży, wykonywane z wprawą przez osoby z doświadczeniem, również w trzecim trymestrze ciąży wiążą się z małym ryzykiem komplikacji.

Przykład: „Wiecie, że podczas zabiegu łyżeczkowania macicy, można ją przebić?”

Nasza odpowiedź: Wiemy, dlatego, tak samo jak WHO, uważamy, że łyżeczkowanie jest przestarzałą metodą. Nie rozumiemy, dlaczego polskie środowisko medyczne ma na jego punkcie obsesję i łyżeczkuje standardowo, gdy tylko dostrzeże w macicy tkanki po udanym poronieniu/aborcji. Robią tak, pomimo że w przypadku braku powikłań można czekać aż ciało samo wydali tkanki lub podać misoprostol. Odsyłamy do badań na ten temat. Najwyższy czas zastąpić łyżeczkowanie misoprostolem i aborcją próżniową (metoda dostępna do około 14. tc)! Mówi to nie tylko ADT, ale również – od lat – Światowa Organizacja Zdrowia.

Przykład: „Wiecie, że zabieg łyżeczkowania macicy wiąże się z ryzykiem utraty macicy?”

Nasza odpowiedź: jak wyżej.

Przykład: „Wiecie, że ciężarna macica w 24 tygodniu sięga do pępka, a krwotok po jej uszkodzeniu stanowi realne zagrożenie życia osoby w ciąży?”

Nasza odpowiedź: Wiemy, dlatego bardzo byśmy chciały, żeby w Polsce wprowadzono nowoczesne metody aborcji, które minimalizują ryzyko uszkodzenia macicy, oraz żeby ryzyko związane z bezpieczną aborcją było przedstawiane rzetelnie, szczególnie przez lekarki i lekarzy, a nie jak z broszury organizacji antyaborcyjnych.

Jaki jest wystarczający powód do przerwania ciąży?

To co nas szczególnie smuci to fakt, że polskie środowisko ginekologiczne uważa, że ma prawo wymagać „wystarczającego” powodu do aborcji po 12 tygodniu. To jest wzmacnianie swojej pozycji władzy, jak również przejaw medykalizacji i stygmatyzacji aborcji po 12 tygodniu.

Od 1993 roku lekarze i lekarki mogą odsyłać pacjentki z kwitkiem, powoływać się na klauzulę sumienia, straszyć mitycznymi konsekwencjami aborcji. W 2015 roku Trybunał Konstytucyjny zdecydował, że lekarze mogą chronić swoje sumienie jeszcze bardziej, poprzez niewskazywanie lekarza, który wykona za nich zabieg aborcji. W 2020 roku kolejna decyzja TK zdjęła z lekarzy i lekarek obowiązek wykonywania aborcji embriopatologicznych i zmusiła tysiące osób do wyjazdu na kilka dni do obcego kraju, do kontaktu z holenderskim bądź angielskim personelem medycznym, do korzystania z funduszy aborcyjnych lub zapożyczania się, ale to wokół środowiska lekarskiego wytworzono atmosferę współczucia. To lekarki i lekarze mówią do nas z wywiadów w prasie i telewizji, że się boją, że mają związane ręce, że ze strachem przyjmują pacjentki, że każdego dnia obawiają się wizyty prokuratora. Dostają bardzo dużo medialnej przestrzeni, mimo że główną osią narracyjną ich wypowiedzi jest niemoc. Robią z siebie męczenniczki i męczenników.

Niemal cała aborcja dla osób z Polski w drugim trymestrze spoczywa na barkach organizacji feministycznych, na zagranicznych systemach ochrony zdrowia i pieniądzach darczyńców. A teraz dowiadujemy się od ginekologów „stojących po stronie kobiet”, że aborcje w drugim trymestrze nie są ok.

W pierwszym trymestrze ciąży poradzimy sobie bez Was drodzy lekarze – mamy misoprostol (vivat miso!). To właśnie do aborcji w drugim trymestrze Was najbardziej potrzebujemy, bo tam jest luka i ogromna potrzeba.

Polskie prawo antyaborcyjne całkowicie sprywatyzowało dostęp do aborcji, a od wielu lat organizacje feministyczne i różne grupy nieformalne starają się go skolektywizować, tak by osoba w niechcianej ciąży nie była zdana tylko na siebie. W 2021 roku dzięki aborcyjnym sieciom wsparcia i funduszom 1544 osoby pojechały na aborcję w drugim trymestrze do holenderskiej, angielskiej, francuskiej lub belgijskiej kliniki. Około 40% z 1544 osób miało stwierdzoną przesłankę embriopatologiczną, ale nie była ona potrzebna, by zabieg aborcji wykonać. Osoby same zdecydowały się podzielić z nami informacją o wadach płodu; najczęściej robiły to z potrzeby wytłumaczenia się, choć nikt z nas tego od nich nie wymaga.

Powiedzmy sobie szczerze: od środowiska medycznego żądamy krytycznej postawy wobec legalności aborcji wyłącznie do 12 tygodnia ciąży. Termin ten nie jest uzasadniony ani medycznie, ani społecznie. Każdego dnia co najmniej 4 osoby wyjeżdżają na zabieg aborcji w drugim trymestrze –  czy potrzeby tych osób zostaną przez polskich lekarzy i lekarki uznane?

Dopuszczalność aborcji do 12 tygodnia to arbitralna decyzja, najczęściej polityczna, motywowana względami ideologicznymi, kompromisami międzypartyjnymi lewicy z prawicą, a potem narzucana społeczeństwu. Polskie ginekolożki i ginekolodzy – zwłaszcza Ci sojuszniczo nastawieni wobec osób mogących zajść w ciążę – powinny to wiedzieć i domagać się szerszego dostępu do aborcji.

Dlaczego? By nie wzmacniać podziału na „złe” i „dobre” aborcje oraz by nie musieć odsyłać z kwitkiem osób, które z różnych powodów nie załapią się na ten termin.

Dlaczego to ważne, żeby osoby w drugim trymestrze ciąży miały dostęp do bezpiecznej aborcji na żądanie?

Dlatego, że odmowa aborcji może mieć negatywne konsekwencje na całe życie, a osoby, którym odmówiono aborcji częściej doświadczają złego stanu zdrowia i pozostają w przemocowych związkach – to wnioski z 10-letniego badania naukowego Dr. Diany Greene Foster z Uniwersytetu Kalifornijskiego.

To przełomowe badanie obejmowało ponad tysiąc osób i 30 klinik aborcyjnych. Osoby, które wzięły udział w badaniu, próbowały przerwać ciążę, ale nie udało im się to z powodu utrudnionego dostępu do aborcji, braku pieniędzy na zabieg czy stygmatyzacji aborcji – na przykład rodzina wywierała presję, by kontynuować ciążę.

Badanie wykazało, że osoby, którym odmówiono aborcji:

  • mają częściej problemy zdrowotne, które mogą utrzymywać się przez lata,
  • mają czterokrotnie większe szanse na życie poniżej progu ubóstwa,
  • są trzykrotnie bardziej narażone na bezrobocie,
  • częściej pozostają w związkach z agresywnymi partnerami,
  • odczuwają niepokój,
  • mają obniżoną samoocenę, nie wierzą, że mogą zmienić coś w swoim życiu,
  • są narażone na ubóstwo cztery razy bardziej niż te, które mogły przerwać ciąże, a to z kolei może również prowadzić do pogorszenia się stanu zdrowia,
  • próbują przerwać ciąże na własną rękę, przez co często zmuszone są do podróżowania, proszenia o pomoc osób trzecich (nie zawsze im życzliwych), zapożyczają się, są ofiarami oszustów.

Czy powyższe skutki odmów aborcji nie powinny być dla ginekologów ważniejsze niż własne przekonania i aborcyjne uprzedzenia? Naszym zdaniem powinny, bo to są prawdziwe konsekwencje, prawdziwe osoby i ich prawdziwe doświadczenia.

Aborcja to nie jest sprawa pomiędzy lekarzem a pacjentką

Lekarki i lekarze mają swoje poglądy na temat aborcji i niestety często nie potrafią zostawić ich przed drzwiami gabinetów. Lekarze mogą być naszymi sojusznikami albo wrogami, ale z pewnością nie są partnerami z którymi podejmujemy decyzje dotyczące aborcji. Nie są i nie powinni być. Czas pogodzić się z tym, że ginekolog to usługodawca, a pacjentka nie jest wam nic winna. My pacjentki – nie musimy i nie powinnyśmy musieć się tłumaczyć, wyliczać powodów czy zasługiwać na Waszą opiekę.

W Polsce bo polityka antyaborcyjna zastopowała potrzebę edukowania środowiska medycznego na temat bezpiecznej aborcji i poronienia. Według badania Fundacji Ster z 2017 roku „Sojusznicy czy przeciwnicy. Środowisko lekarskie w debacie o prawie kobiet do przerywania ciąży” polscy ginekolodzy i polskie ginekolożki negatywnie oceniają edukacje na temat przerywania ciąży w trakcie swoich studiów medycznych. Większość lekarzy, którzy wzięli udział w badaniu, pozytywnie oceniało zapisy ustawy dotyczącej przerywania ciąży 1993 roku – czyli jednej z najbardziej restrykcyjnych ustaw antyaborcyjnych w Europie. W wypowiedziach ginekologów i ginekolożek biorących udział w wyżej wymienionym badaniu łatwo można dostrzec brak zaufania do kobiet i protekcjonalny wobec nich stosunek.

Ten negatywny stosunek polskich lekarzy do pacjentek chcących przerwać ciążę potwierdza badanie z 2017 roku „Nie taki diabeł straszny, jak go malują… Aborcja w domu z pomocą infolinii aborcyjnych.” przeprowadzonego przez Ibis Reproductive Health, Women Help Women, GIWYN Nigeria i Kobiety w Sieci. Wywiady z respondentkami – kobietami, które przerwały ciąże w Polsce przy pomocy infolinii aborcyjnych potwierdzają, że wiele z nich woli w ogóle nie mówić swoim lekarzom o aborcji w obawie przed potępieniem, odrzuceniem. Te, które zdecydowały się powiedzieć swojemu lekarzowi o planie przerwania ciąży spotkały się ze stygmatyzacją i straszeniem. Wsparcie, praktyczne informacje i zrozumienie znalazły na infoliniach aborcyjnych i forach internetowych. W Polsce najstarszym i jak dotąd jedynym forum internetowym dedykowanym osobom w niechcianych ciążach jest to prowadzone przez Kobiety w Sieci o nazwie MaszWybor.net. To właśnie tam każdego roku minimum tysiąc osób rejestruje się i dzieli się informacjami o aborcji domowej, szuka wsparcia, opowiada o swoim doświadczeniu. Forum maszwybor.net istnieje od 2006 roku i było objęte wyżej wymienionym badaniem. Użytkowniczki forum i jednocześnie respondentki to osoby, które same przerwały ciążę tabletkami, a informacje, pomoc i wsparcie znalazły u Kobiet w Sieci. Wiele z nich potwierdza, że swoje własne doświadczenie upewniło je w przekonaniu, że aborcja tabletkami jest bezpieczna i można ją wykonać samodzielnie – bez specjalistycznego wykształcenia czy skończonych studiów medycznych.

Napisałyśmy ten tekst w obronie osób, które codziennie mają aborcje i w obronie aborcji samej w sobie. Aborcji nie zawdzięczamy medycynie ani lekarzom, bo aborcja jest starsza niż medycyna, a osoby w niechcianych ciążach przerywały je przy użyciu ludowych praktyk, używając różnych metod (bezpiecznych i niebezpiecznych).

Choć nie jesteśmy lekarkami, to staramy się przyjmować perspektywę propacjencką, stawiać osoby, które się z nami kontaktują w centrum. Nie zadajemy zbędnych pytań, nie warunkujemy wsparcia, nie przenosimy naszych poglądów (a też je mamy!) czy preferencji (odnośnie metody aborcji) na osobę, która wsparcia potrzebuje. Bardzo byśmy chciały, aby lekarze-sojusznicy towarzyszyli nam w tym podejściu i codziennie kwestionowali swoją pozycję władzy, zastąpili niezrozumiały język empatią, edukowali się na temat aborcji farmakologicznej i nowych metod, zapomnieli o łyżeczkowaniu, a zamiast stawiać w centrum płody i swoje bezpieczeństwo prawne, postawili w nim potrzeby swoich pacjentek.

Zobacz też:

Dorzuć się komuś do bezpiecznej aborcji

Na aborcję wyślę jej:
Chcesz pomóc?
Najlepiej walczyć o aborcje, robiąc aborcje.

Z naszej pomocy korzysta rocznie ponad 40 tysiące osób, którym wspieramy w zorganizowaniu aborcji. Każda złotówka się liczy, gdy tak jak my, robisz 94 aborcje dziennie (to niemal 4 aborcje co godzinę).