Przejdź do treści

Pamiętajcie, to jest Wasze życie

Tosia

Nie żałuję ani trochę

Gdzieś na dniach bym pewnie rodziła. A nie rodzę : )

Ciąża dla kogoś kto nie chce w niej być to obrzydliwe doświadczenie. Patrzyłam w lustro i widziałam jak powiększają mi się piersi i bolą. Jak stają się przekrwione. Robiłam się też przewrażliwiona (więcej ryczałam, wszystko mnie totalnie wkurzało). Przez pierwszy miesiąc nie mogłam zrobić testu, chociaż byłam na 100% pewna swojego stanu. Wiedziałam, że wybuchnę emocjonalnie, a nie mogłam sobie na to pozwolić. Więc trwałam miesiąc w tym ohydnym stanie, brzydziłam się własnego ciała. Czułam, że coś je bezczelnie zawłaszcza i zmienia.

Gdy zrobiłam w końcu test chciałam jeszcze podejść do ginekologa żeby wykluczyć pozamaciczną i sprawdzić czy embrion żyje. Przez tamten miesiąc robiłam wszystko żeby poronić. Żarłam witaminę C, piłam alkohol, kąpałam się we wrzątku, ćwiczyłam do upadłego, wciskałam w siebie wątróbkę, której nienawidzę. Ale nie, serce biło 140/min.

No jasna cholera… do tego pęcherzyk był tam gdzie trzeba. Zdobyłam tabsy. Przed ich wzięciem jeszcze sobie myślałam, tfu gadałam z embrionem: „jeśli byłaby jakakolwiek możliwość przeniesienia Cię gdzieś, gdzie mógłbyś się spokojnie rozwijać. Zrobiłabym wszystko żeby tak się stało. Ja nie mogę być w ciąży, wybacz”. Je**** prolife, zrobić z człowieka inkubator to tak, ale zająć się realnym rozwiązaniem jakim byłaby sztuczna macica pozaustrojowa to e-e…

Po mifepristonie nie miałam objawów, poza tym, że zaczęłam drugiego dnia plamić (wzięłam tabsy w trochę innej konfiguracji 1mife- 48h przerwy- chyba 4 miso plus 2 po 2h). Ale misoprostol mnie ostro przerobił.

MOJA RADA - zaopatrzcie się w ketonal w proszku (taki do rozpuszczania). Weźcie go po pół godziny od pierwszej dawki misoprostolu. Działa w parę minut. Gdyby nie ketonal to leżałabym parę godzin na podłodze w łazience. Ból podczas skurczów 8/10, na czworaka lazłam pod prysznic, żeby się polać ciepłą wodą. Na szczęście puściło, ketonal zadziałał.

Krwawienie dość silne, na początku jakby z kranu wodę puścił. Byłam w 7dmym tygodniu. Parę dni po miałam jeszcze pobolewania podbrzusza jak przy okresie. Plamienie chyba z tydzień, mocniejsze krwawienie chyba 2 dni.

Termin porodu miałam gdzieś na maj. W ogóle jakie to dziwne - dostać kartkę z terminem porodu. Trochę jak wyrok. Nie żałuję ani trochę. Dzięki swojej decyzji miałam możliwość zrobienia wielu rzeczy, które byłyby niemożliwe gdybym była w ciąży.

Pamiętajcie, to jest Wasze życie, nikt go nie przeżyje za Was. Pamiętajcie o lekach przeciwbólowych - TO NIE MUSI BOLEĆ. Tylko się właściwie zaopatrzcie.

Pozdrawiam : )