Przejdź do treści

Bałam się jak jasna cholera, mój mąż tak samo, ale teraz jestem mega dumna z siebie

Szczęśliwa, lat: 30

Nie bójcie się wziąć życia w swoje ręce!

O swojej trzeciej i BARDZO niechcianej ciąży dowiedziałam się w przeddzień swoich 30 urodzin. Już dawno postanowiliśmy z mężem, że nie chcemy mieć więcej dzieci, a przynajmniej na pewno nie teraz. Zawsze mówiłam otwarcie, że jeśli zajdę jeszcze w ciążę, to rozważę jej usunięcie, ale szczerze mówiąc, gdy zobaczyłam test z dwiema kreskami zaczęłam się zastanawiać czy się odważę.

Choć w tej chwili nie wiem na co właściwie miałabym się odważać - gdybym musiała, bez zastanowienia zrobiłabym to jeszcze raz.

Mamy za sobą bardzo trudne lata, dopiero od niedawna zaczynamy wreszcie żyć, a nie trwać w trybie przetrwania. Ja, po 9 latach spędzonych w domu i poświęconych w pełni dzieciakom (co z resztą, nie ukrywam, dawało mi wiele satysfakcji) wreszcie zaczęłam pracę, wyszłam z domu do ludzi. W październiku zaczęłam studia, z którymi zwlekałam 11 lat! Mam swój ukochany sport, wreszcie zaczęłam realizować swoje plany, marzenia, czułam się najzwyczajniej w świecie szczęśliwą kobietą. Nie wyobrażam sobie teraz porzucić tego wszystkiego, zostawić znów męża samego z ciężarem utrzymywania naszej rodziny, tylko dlatego, że raz się nie udało, że zdarzyła nam się wpadka, jakich w życiu przecież nie brakuje na różnych polach.

W pierwszej chwili zalałam się łzami, ale na szczęście mąż zachował trzeźwość umysłu i wspomniał o tabletkach. Szczerze mówiąc naprawdę nie miałam pojęcia, że można bezpiecznie, samodzielnie, we własnym domu przeprowadzić aborcję tabletkami, myślałam , że w grę wchodzi jedynie wyjazd do zagranicznej kliniki, choć i na to byłabym gotowa i na ten właśnie temat zaczęłam od razu szukać informacji w internecie.

Kiedy trafiłam na ADT i WHW (1) najpierw przetrząsnełam cały internet w poszukiwaniu wszelkich informacji na temat tych organizacji. Nie bałam się ewentualnej utraty kasy przez oszustów, ale tego, że dostanę jakieś trefne tabsy, które mi zaszkodzą i narobię sobie tylko więcej problemów. Kiedy znalazłam ADT na facebooku, instagramie, spotify, tiktoku, kiedy widziałam, że dziewczyny bez skrępowania udzielają wywiadów, a nawet przemawiają w sejmie, oraz wspierają je zagraniczne organizacje do spraw ochrony praw człowieka, stwierdziłam, że nie ma nad czym się zastanawiać i zamówiliśmy tabletki zaraz po tym , jak odebrałam wynik bhcg, który ostatecznie potwierdził tę moją nieszczęsną ciążę. To był 1 grudnia.

Wypełniłam ankietę dotyczącą mojego stanu zdrowia itp. Następnie musiałam mailowo poprosić o instrukcję przekazania darowizny. Otrzymałam link do jakiejś zagranicznej strony, to może wyglądać trochę niepewnie ,ale wszystko się powiodło, wpłaciłam 75 euro, po czym wysłałam potwierdzenie do WHW. Następnego dnia dostałam maila z informacją o nadaniu przesyłki. Paczka doszła 12 grudnia czyli po 10 dniach. Strasznie się bałam, że ze względu na okres przedświąteczny będą jakieś opóźnienia, zadręczałam dziewczyny z ADT na messengerze pytaniami, a one starały się mnie uspakajać, ten kontakt bardzo mi pomagał. Paczka doszła w poniedziałek, mąż wysłał mi jej zdj, kiedy byłam w pracy, do samego końca ręce mi się trzęsły, nie byłam w stanie się na niczym skupić. Z jednej strony cieszyłam się, że wreszcie skonczą się te ohydne dolegliwości ciążowe, a z drugiej byłam przerażona - strasznie boję się wszelkiej interwencji w mój organizm, bałam się, że źle zareaguję na tabsy, albo , że aborcja się nie uda, że koszmar pociągnie się dalej.

Dostałam kopertę z moim nazwiskiem i adresem, bez adresu nadawcy. W środku były dwie papierowe torebeczki-pierwsza z jedną tabletką, a druga z ośmioma. Tabletki nie są w blistrach i paczka nie może być śledzona podczas swojej podróży- to ze względu na uniknięcie kontroli celnej. Zaraz po otrzymaniu paczki miałam napisać maila do WHW z prośbą o dokładną instrukcję zażycia.

Następnego dnia w pracy o 10 wzięłam pierwszą tabletkę. Po niej nie czułam żadnych objawów. Jedyne co było dla mnie dziwne, to to, że przyjmowałam ją w obecności moich koleżanek z pracy - zagorzałych katoliczek, przeciwniczek aborcji, gdyby tylko wiedziały co się dzieje na ich oczach... Z jednej strony miałam ochotę opowiedzieć o tym wszystkim - być może koło mnie jest dziewczyna, która waha się przed podjęciem takiej samej decyzji, może stanie się to w przyszłości, może mogłabym komuś pomóc, ale z drugiej strony wiem, że tutaj na wsi nie miałabym życia, gdyby ktokolwiek wiedział; zamierzam zostać nauczycielką, mam dawać przykład, takiej nauczycielki tutaj nikt by pewnie nie zatrudnił. To takie przykre. Ale niestety tak prawdziwe w świecie, w którym żyję.

Następnego dnia wzięłam wolne, dzieci były w szkole, byłam w domu z mężem. To było pomiędzy 6 a 7 tc. 40 minut przed przyjęciem pierwszych czterech tabletek wzięłam dwie tabletki aviomarinu, aby ewentualnie nie zwymiotować. Na szczęście tabletki nie miały żadnego smaku, jedynie słabo się rozpuszczały. Miałam je trzymać w ustach 30 minut, a po 45 minutach nadal były prawie całe, ale miałam połknąć resztę. Po kilku minutach zrobiło mi się strasznie słabo, w końcu zasnęłam. Pierwsze skurcze zaczęły się dopiero o 12. Były słabe, własciwie był to bardziej dyskomfort niż ból. Strasznie stresowało mnie, że nic się nie dzieje. Koło 16 zaczeły się jakieś delikatne plamienia. Na messengerze poradzono mi, abym wzieła kolejne 4 tabletki, żeby wspomóc proces. Szlag mnie trafiał, że tak opornie to idzie, bałam się, że się nie uda. Jakoś o 18 wzięłam kolejne 4 tabsy, po których znów zasnęłam. Ogólnie przez cały czas czułam się beznadziejnie, było mi niedobrze, słabo, przez cały dzień miałam okropną biegunkę, raz zwymiotowałam. Kiedy o 20 nadal miałam tylko mega delikatne skurcze raz na jakiś czas zaczęłam tracić nadzieję.

Mimo beznadziejnego samopoczucia zaczęłam chodzić, biegać po mieszkaniu, nawet skakałam z córką na skakance. Doszłam później do wniosku, że być może tak opornie to szło, bo przez cały dzień praktycznie tylko leżałam. Radzę Wam jak najwięcej ruchu, nawet jeśli czujecie sie okropnie - to na pewno wszystko przyspieszy.

U mnie ruszyło wreszcie koło 21, zaczęły się dość silne i coraz częstsze skurcze. W pewnym momencie były tak silne, że nie mogłam się wyprostować, ale trwało to zaledwie kilka minut. Byłam akurat pod prysznicem, skurcz jakby w pewnym momencie się urwał, ból ustał i zaraz po tym zaczęło lecieć dość sporo krwi z skrzepami. Krwawiłam całą noc jak podczas szczególnie obfitej miesiączki, ale było to spokojnie do opanowania. Następnego dnia koło 10 , kiedy myślałam, że właściwie jest po wszystkim, nieoczekiwanie będąc w toalecie wypadło ze mnie coś większego - bez żadnego bólu, tak po prostu. To było coś twardego mniej więcej jak żelek, wielkości orzecha włoskiego, takie jakby białawe, tyle, że okrwawione i otoczone przez krwistą galaretkę. W całości było wielkości sporej śliwki, może małego kiwi... Dopiero wtedy miałam pewność, że to jest to.

Przez cały czas byłam w kontakcie z dziewczynami na messengerze, mailowo również. Zawsze dostawałam odpowiedzi w ciągu max kilkunastu minut. Nie bójcie się pytać, każde pytanie jest ważne, kiedy przechodzisz tak ważny moment w swoim życiu. Już od następnego dnia czułam się jak nowonarodzona. Kiedy rano mąż mnie zobaczył, powiedział, że "żonka wróciła" - to było widać na pierwszy rzut oka. Jakbym zrzuciła z siebie wielki ciężar. Gdyby wszystkie problemy dało się tak łatwo rozwiązać, życie byłoby sielanką. Krwawiłam przez około tydzień, stopniowo zmniejszały się i dochodziły do siebie piersi, delikatnie niedobrze było mi jeszcze przez dwa dni.

Zaraz po świętach wybieram się do lekarza, aby sprawdzić czy na pewno wszystko dobrze się oczyściło. Bałam się jak jasna cholera, mój mąż tak samo, ale teraz jestem mega dumna z siebie, że podjęłam taką decyzję, że mam sprawczość nad swoim życiem, że nie pozwoliłam przypadkowi kierować moim losem. Jedyne co czuję, to ulga i szczęscie.

Nawet przez chwilę nie myślcie, żeby maltretować się jakimiś wyrzutami sumienia - to jest wasze życie, to wy decydujecie i macie do tego pełne prawo! Jedyne, dlaczego mi przykro, to , że nie mogę o tym nikomu powiedzieć, że to musi się dziać w takim strachu i tajemnicy. Mam nadzieję, że moja córka, kiedy dorośnie, będzie miała dostęp do aborcji legalnie, łatwo i z poradą lekarza.

Nie mam już pretensji do losu, że to przeżyłam - może moje doświadczenie okaże się kiedyś dla kogoś pomocne. Cieszę się, że jestem o to doświadczenie bogatsza.

  1. womenhelp.org jest rekomendowanym przez ADT bezpiecznym i sprawdzonym źródłem leków poronnych