Przejdź do treści

Sejmowa debata “30 lat zakazu aborcji”

Na spotkaniu Parlamentarnego Zespołu Praw Kobiet aborcjonistki z Polski i Europy opisywały aborcyjną rzeczywistość i to jak zakaz aborcji wpłynął (a jak nie) na życie Polek.

Minęło 30 lat od wprowadzenia zakazu aborcji w Polsce. Czy w polskich szpitalach jest bezpieczna aborcja? Dlaczego angielskie, niemieckie, belgijskie i holenderskie kliniki muszą ratować życie polskim pacjentkom?

Rozmawiałyśmy o tym podczas posiedzenia Parlamentarnego Zespołu Praw Kobiet.

Była z nami kierowniczka kliniki aborcyjnej w Holandii, działaczki Abortion Network Amsterdam i Abortion Support Network, a posiedzenie prowadziły posłanka Wanda Nowicka i posłanka Katarzyna Kotula.

Polscy lekarze robią co mogą, byle nie robić aborcji

Według danych Aborcji Bez Granic każdego dnia co najmniej 107 osób przerywa ciążę.

101 bierze tabletki aborcyjne w domach, a 6 wyjeżdża do zagranicznych klinik i tam robi aborcje. Najwięcej osób wyjeżdża do Holandii, nawet wtedy gdy ich życie lub zdrowie jest zagrożone – czyli w sytuacjach, kiedy teoretycznie polscy lekarze powinni udzielić im wsparcia.

Niestety, po wyroku TK (chociaż oczywiście już przed nim, nie oszukujmy się, nie było kolorowo) polska służba zdrowia staje na głowie, omijając aborcje jak tylko może. Pacjentki nie mogą liczyć na fachową pomoc – nawet kiedy ciąża nie rokuje, kiedy zarodek już obumarł, lekarze nie pomogają często w bezpiecznym i sprawnym usunięciu płodu. Ryzykując zdrowie i życie kobiety poczekają, aż ta „naturalnie poroni”.

Od wyroku coraz częściej odbieramy telefony od osób, które już leżą w polskich szpitalach. Mają poczucie, że dla polskiego lekarza ważniejsza od ich zdrowia i ich życia, jest zagrożona czy nierokująca ciąża z wadami płodu.

Kobiety dzwonią do nas przerażone i pytają: “Czy to normalne, że od tygodnia pobytu na oddziale, w 22 tygodniu, z wyciekającymi wodami płodowymi, lekarze nic nie robią? Czy to normalne, że lekarze nie tylko unikają odpowiedzi na pytania, ale nie robią nawet podstawowych badań?”

Nie jest to “normalne”, ale niestety jest powszechne.

Justyna Wydrzyńska

Ostatnio mamy coraz więcej sytuacji, w których kobiety zgłaszają się do nas z prośbą o dostarczenie tabletek poronnych do szpitala. Lekarze swoją bezradnością sprawiają, że nie ma tygodnia żebyśmy się nie zastanawiały czy przypadkiem nie musimy złamać prawa – wysyłając misoprostol do szpitala!

Wstrząśnięte dowiadujemy się o kobietach, które będąc w chcianej ciąży, kobietach które chcą mieć dziecko, a nosząc martwy płód, są zmuszane przez polskich lekarzy do kontynuacji takiej martwej ciąży, która zagraża jedynie ich życiu. Gdy w Holandii aborcja takiego martwego płodu byłaby wykonana chirurgicznie w kilkanaście minut, to w Polsce pacjentka bywa skazana na kilkunastogodzinne bóle porodowe, by urodzić martwe dziecko. To nie opieka i nie służba zdrowia. To tortury.

Justyna Wydrzyńska

Aborcje w Polsce można zrobić z naszą pomocą

Justyna Wydrzyńska mówiła też o tym, że w Polsce dalej można zrobić z jej wsparciem aborcję:

[...] od 16 lat pomagam w aborcjach w Polsce. Na co dzień jestem jedną z osób, która odbiera telefon infolinii Aborcja Bez Granic, działający od grudnia 2019 roku. Codziennie od 8.00 do 20.00 można zadzwonić na numer 22 29 22 597 i uzyskać wsparcie przed, w trakcie i po aborcji tabletkami w domu.

Podpowiadamy skąd zamówić bezpieczne tabletki, jak się przygotować do aborcji farmakologicznej, co się będzie działo w trakcie. Udzielamy bardzo praktycznych informacji, bo aborcja to jest kwestia bardzo praktyczna. Osoby w niechcianej ciąży najbardziej potrzebują upewnić się, że aborcja tabletkami jest skuteczna i bezpieczna. Pytają o to kiedy będą mogły wrócić do pracy, czy mogą karmić dziecko piersią gdy przyjmują tabletki i skąd będą wiedziały, że aborcja się udała. Pytają o rejestr ciąż.

Czasem pytają o prawo, czy coś im grozi za to, że przerwą ciążę albo pytają jak ukryć aborcje przed lekarzem, gdy okaże się, że będą musiały jechać do szpitala. I robią aborcję z nami aborcję. Codziennie.

Justyna Wydrzyńska

Katarzyna Kotula podsumowała: „Nie zdawałam sobie sprawy jak szeroki jest zakres waszej pracy. Jest tam pomoc, jest rzetelna wiedza i informacja. Jest profecjonalne wsparcie emocjonalne. Dziękujemy wam za to.”

Holanderskie aborcjonistki: czasem Polki muszą opłakiwać ciąże w obcym kraju

Restrykcyjne polskie prawo wpływa nie tylko na osoby, które nie chcą być w ciąży – ale też na osoby, które o swoich ciążach myślały z radością. 

Od 2020 roku słyszymy coraz więcej tragicznych historii kobiet, które z nadzieją wyczekiwały dziecka, ale przez komplikacje czy wady płodu nie mogły ciąży donosić. Nagle z przyszłych matek muszą stać się uciekinierkami – bo polska służba zdrowia prędzej pozwoli im umrzeć, niż pomoże w przerwaniu nawet najbardziej zagrożonej ciąży.

O takich przypadkach opowiadała kierowniczka dwóch klinik aborcyjnych w Holandii – Femke van Straaten. 

Do 2021 roku nasi lekarze prawie nie spotykali kobiet, które potrzebowały aborcji z przesłanek medycznych. Takimi przypadkami opiekowano się w szpitalach, a w przychodniach leczyliśmy kobiety, których aborcja była motywowana innymi powodami. A teraz, nagle, pomagamy kobietom które z radością doniosłyby ciążę i urodziły zdrowe dziecko gdyby tylko mogły.

W naszych klinikach codziennie spotykamy kobiety z Polski. Widzimy ich smutek, rozpacz, a nawet złość z powodu sytuacji w Polsce. Widzimy stres i traumę tych kobiet i ich partnerów. I to naprawdę dotyka mnie i moich kolegów. Emocjonalny wpływ aborcji z powodów medycznych jest inny.

Takie kobiety potrzebują miejsca na żałobę. Szczerze mówiąc, nawet za milion lat nie pomyślałabym, że będę zmuszona do organizowania kremacji i miejsc pamięci dla Polek i Polaków, którzy stracili dziecko. Czułam się jak jakiś przedsiębiorca pogrzebowy, którym nie jestem. Jesteśmy po prostu placówką ochrony zdrowia!

Femke van Straaten, szefowa Holenderskich klinik aborcyjnych

Odpowiedziała jej na to Wanda Nowicka: „Femke, ty nie musisz się czuć jak grabaż. Ty możesz się czuć jak ratowniczka. Pokazuje to hisotria Izabeli i Agnieszki. Bardzo możliwe, że gdyby jedna z kobiet, które do Ciebie trafiła, trafiła zamiast tego do polskiego szpitala, nie przeżyła by tego.”

Kinga Jelińska pyta: Gdy lekarz nie potrafi zrobić bezpiecznej aborcji to czy jego kitel jeszcze cokolwiek znaczy?

Tragiczna śmierć Izy z Pszczyny była momentem, który spowodował wzrost liczby sytuacji, w których kobiety zgłaszały się do nas z prośbą o pomoc. Wielokrotnie otrzymywałyśmy telefony i wiadomości od pacjentek leżących w szpitalach w zagrożonych ciążach, z wadami płodu, które skarżyły się na brak odpowiedniej opieki ze strony lekarzy. 

Zamiast prowadzić badania, zrobić USG, rozmawiać z pacjentkami i starać się zapobiegać utracie zdrowia – a często życia! – lekarze często podawali im progesteron w celu zatrzymania poronienia w toku. To niedopuszczalne, że lekarze nie podejmują odpowiednich działań, aby zapewnić bezpieczeństwo i opiekę. Mimo spełnienia przesłanek uwzględnionych w ustawie nie zdecydują się na pomoc w przerwaniu i usunięciu ciąży, nawet jeśli pacjentkę mogłoby to kosztować życie. 

Spójrzmy na statystyki: według danych z polskich szpitali w 2021 roku odbyło się w nich 107 aborcji. Czyli tyle ile każdego dnia otrzymuje wsparcie w swojej aborcji od sieci Aborcja Bez Granic.

Czemu tylko tyle? Czemu pozostałe 99,7% polek o których wiemy, że miały aborcję w 2021 nie skorzystało z polskiego szpitala? Czy nie miały znajomości, czy lekarze nie uznali, że ich powód jest wystarczająco dobry, czy nie miały po prostu szczęścia? A może po prostu polscy lekarze są skrajnie niekompetentni?

Aborcje w polskich szpitalach nie są bezpieczne, bo bezpieczeństwo to znacznie więcej niż biały fartuch i sala szpitalna. Aborcje wykonywane w polskich szpitalach nie są bezpieczne, bo nie są wykonywane najnowszymi metodami, a pacjentkom nie zapewnia się bezpieczeństwa psychospołecznego.

W polskich szpitalach jesteśmy oceniane, nie brane na poważnie, a o swoje ciała i zdrowie musimy się z niekompetentnymi lekarzami targować.

Kinga Jelińska, Women Help Women

Abortion Network Amsterdam – 85% klientek naszej kliniki aborcyjnej to Polki

Głos zabrała również Mirjam van Heugten z Abortion Network Amsterdam.

Jestem aktywistką, żoną i matką oraz członkinią ANA. […] 85% naszych klientów pochodzi z Polski. Chciałbym pozwolić im mówić za siebie i zacytować niektóre osoby, które wspieraliśmy. Ich słowa pokażą również, jak bardzo odczuwają ulgę po aborcji.

Mirjam van Heugten, ANA

Dzień dobry, właśnie wróciłam do domu. Po zabiegu wszystko ok, czuję się dobrze, a klinika jest godna polecenia i zaufania. Bardzo serdecznie dziękuję za pomoc i wsparcie finansowe, bo było dla mnie bardzo ważne. Choć nie była to łatwa decyzja, to była dla mnie bardzo ważna i dzięki Waszej pomocy znów mogę myśleć pozytywnie. Mimo ogromnego strachu, stresu i niepokoju jest już po wszystkim i gdybym miała jeszcze raz podjąć tę decyzję, to bym to zrobiła.

jedna z wielu osób cytowanych przez Mirjam van Heugten

Polskie posłanki pytały: Dlaczego my w Polsce jesteśmy dyskryminowane? Dlaczego Polki płacące w swoim kraju nie mogą liczyć na opiekę zdrowotną? To jest niesprawiedliwe i tak być nie powinno i te 30 lat pokazuje, że to się musi skończyć.

Abortion Support Network mówiły o polskich katoliczkach, które boją się mówić o swojej aborcji w swoim kraju

Abortion Support Network – w skrócie ASN – to organizacja z siedzibą w Wielkiej Brytanii, która pomaga ludziom w całej Europie, w tym w Polsce, w dostępie do aborcji. Udziela informacji, a także wspiera finansowo osoby, których nie stać na pokrycie wszystkich kosztów aborcyjnego wyjazdu – zabiegu, podróży, zakwaterowania.

ASN jest częścią sieci Aborcja Bez Granic. Od wyroku TK, który dodatkowo ograniczył dostęp do aborcji, większość klientek ASN pochodzi z Polski. W 2021 roku 474 osoby z Polski kontaktowały się bezpośrednio z ASN. W 2022 roku – 497.

Liza, która od 4 latach pracuje dla ASN w kontakcie z osobami potrzebującymi aborcji, opowiedziała o tym, jaki wpływ ma stygmatyzacja i tabuizacja aborcji w Polsce na samopoczucie jej polskich klientek. 

Ze względu na restrykcyjne prawo, stygmatyzację i katolicyzm, ludzie mogą, niestety, odczuwać poczucie winy lub wstyd w związku z aborcją. I tak, katoliczki też dokonują aborcji. Jak powiedziała nam pewna kobieta: „Nasza wiara ma bardzo duży wpływ na to, co myślimy o naszych aborcjach”.

Czasami ludzie mogą nie mieć nikogo, z kim mogliby porozmawiać, przez co czują się odizolowani i samotni. Jedna z naszych klientek powiedziała nam:

„Nikt nie wie [o aborcji] i nie mam nikogo, kto mógłby mi pomóc. Dziękuję że mnie wysłuchałaś, bo najgorsze myśli przychodzą, gdy jesteś sama… Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy, że przynajmniej mogę z kimś porozmawiać, choćby przez e-mail.

Z powodu tabu i milczenia ludzie mogą pomyśleć, że nie znają nikogo, kto miał aborcję. Kobiety czasami nawet opowiadają nam, jak bardzo były zdziwione, gdy w poczekalni kliniki aborcyjnej zastały inne Polki.”

Abortion Support Network

Spotykanie polek w aborcyjnej klinice jest jednym z najczęściej pojawiających się motywów w naszych aborcyjnych historiach. Liza Opoowiadała również o tym, jak zakaz aborcji wygląda dla kobiet, którym teoretycznie prawo pozwala w Polsce przerwać ciąże.

Polki, które się z nami kontaktują, czują się przez swój kraj zwyczajnie zdradzone. Kobieta, u której w ciąży zdiagnozowano śmiertelne wady płodu, powiedziała nam, że w Polsce odczuwa bezsilność i bezradność. Powiedziała: „Ma się wrażenie, że kraj chce cię ukarać za taką ciążę”. Powiedziała nam, że ASN jest jej ostatnią deską ratunku, że nasza organizacja i klinika uratowały jej życie. Tak wyglądają realne konsekwencje egoistycznych dyskusji i decyzji politycznych  – cała praca spada na organizacje takie jak Aborcja bez Granic.

Abortion Support Network

Aborcja w Berlinie z Ciocią Basią

O sytuacji aborcyjnej po wyroku TK chciały też opowiedzieć aktywistki z Niemiec. Przesłały one swoje przmewienie, które zostało odczytane na sali sejmowej. Piszą w nim między innymi:

Od wyroku Trybunału Konstytucyjnego na aborcję w Berlinie przyjeżdżają głównie osoby pomiędzy 12-14 tygodniem. Wiele z nich po prostu nie chce być w ciąży, wiele właśnie dostało pierwsze wyniki badań prenatalnych. Niektórym z nich zaproponowano kolejną serię badań, które będą trwały kilka tygodni – byle tylko odwlec moment przeprowadzenia aborcji.

Te osoby są głęboko straumatyzowane swoim zderzeniem z polskim systemem opieki zdrowotnej. Wiele z nich dostało diagnozę dopiero po konsultacji z drugą lekarką/drugim lekarzem. Z naszego doświadczenia wynika, że ginekolodzy i ginekolożki w Polsce potrafią przegapić nawet bezczaszkowie u płodu. O wielu wadach osoby, które przyjeżdżają na aborcję w Niemczech dowiadują się podczas zabiegu w Berlinie. Trudno nam nawet zliczyć wszystkie sytuacje, kiedy okazywało się, że lekarz/lekarka w Polsce zaniżyła wiek ciąży, nawet o kilka tygodni, żeby obudzić w osobie przekonanie, że na zabieg jest już „za późno”, albo go (faktycznie) zsabotować.

Za każdym razem kiedy się tak dzieje, jesteśmy wściekłe na polskie antyaborcyjne ustawodawstwo – to przed wyrokiem i to po, jesteśmy wściekłe na polskich lekarzy, którzy okłamują swoje pacjentki i traktują je przedmiotowo.

Ciocia Basia