Przejdź do treści

Dwa razy poczułam ulgę

Dominika

4 tabletki leku na artretyzm trzeba było wsadzić do pochwy

Miałam aborcję dwa razy.

Pierwszy raz w 2006 r. Byłam na I roku studiów w innym mieście, zdarzyła mi się wpadka. Początkowo nawet nie podejrzewałam, że jestem w ciąży, dopiero po ok. 3 miesiącach zrobiłam test nie wierząc właściwie, że zobaczę na nim 2 kreski. Niestety je zobaczyłam. Nigdy nie chciałam mieć dzieci, a już na pewno nie chciałam mieć dziecka na początku studiów, bo wiedziałam, że nie skończyłabym ich.

Z pomocą przyjaciela (niedoszły ojciec nie odzywał się już wtedy do mnie od jakiegoś czasu) znalazłam na jakimś forum „sposób” na wywołanie poronienia: 4 tabletki leku na artretyzm trzeba było wsadzić do pochwy. Jedyny problem był taki, że był to lek wydawany na receptę, ale też była tam podpowiedź, żeby spróbować wziąć farmaceut(k)ę na litość dla chorej babci/dziadka. To były trochę inne czasy, więc ten sposób jeszcze mógł zadziałać. I udało się, nabyłam rzeczony lek, zastosowałam wedle rad i po jakimś czasie zaczęłam czuć skurcze/ból brzucha, byłam w stanie tylko leżeć na łóżku. W pewnym momencie poszłam do toalety i poczułam jak płód „wyleciał” ze mnie. Po tym wszystkim kilka tygodni „miałam okres” – teraz już wiem, że to był połóg.

Za drugim razem, w 2017 r. zareagowałam zdecydowanie szybciej. Po ok. 1-1,5 miesiąca zrobiłam test ciążowy. Byłam wtedy z człowiekiem, który też nie chciał mieć dzieci. A dotarło też do mnie, że nawet jakbym chciała mieć dzieci, to na pewno nie z nim. Tak czy inaczej, znaleźliśmy stronę, na której można było zamówić zestaw: jedna tabletka do przerwania rozwoju płodu i chyba (nie pamiętam) 6 tabletek do wywołania poronienia. Wysyłka była bardzo szybka, kurierem za pobraniem, więc można było sprawdzić czy wszystko się zgadza – przynajmniej w teorii, bo to były tabletki powycinane z blistra. Zastosowałam doustnie najpierw tą pojedynczą tabletkę, potem w jakimś odstępie czasu (nie pamiętam jakim, instrukcje były podane na stronie), połknęłam 2 czy 3 z tych 6.

Nie pamiętam ile to trwało, partner mnie wspierał telefonicznie. W każdym razie udało się. Poczułam ulgę po raz drugi. Strona, za pośrednictwem której zamawiałam zestaw już nie działa, zresztą nawet nie pamiętam adresu. Za to prawie 3 lata po fakcie dostałam wezwanie na przesłuchanie w charakterze świadka w związku z zakupem. Złożyłam zeznania chyba nawet nie bardzo pomogłam, bo niewiele faktów pamiętałam. Policjant, który przyjmował zeznania zresztą jest za aborcją, więc nie było tak strasznie. ;)

Dzisiaj jestem mamą fantastycznego łobuza i mam partnera, który mnie wspiera :)