Przejdź do treści

Gdy lekarz mówi "ale wie pani, że to już dziecko?"

Ania, lat: 20

Jedyne co go interesowało to co się stało z płodem. Nie obchodziłam go jako żyjąca osoba, jego pacjentka.

Hej, chciałabym podzielić się moją historią. W sierpniu dowiedziałam się na wizycie u ginekologa, że jestem w 10 tygodniu ciąży. Popłakałam się, miałam tylko dwadzieścia lat. Lekarz wyprosił mnie z gabinetu i kazał iść do rejestracji.

Położna, która pracowała przy rejestracji zaczęła mówić do mnie: że no super będę mamą, że w moim brzuchu bije już serduszko itp, zaczęła gadać o badaniach jakie mam zrobić. Podczas tego cały czas głośno płakałam, byłam zrozpaczona. Nie kontaktowałam do końca, nie byłam pewna co się dzieje, nikt nie próbował mnie pocieszyć ani zrozumieć.

Natychmiast zamówiłam tabletki, zaplanowałam kiedy je wezmę i tak zrobiłam. Po trzech tygodniach od wzięcia tabletek udałam się do tego samego ginekologa. Placówka ta była u mnie w mieście na NFZ, nie było mnie stać żeby iść gdzieś indziej prywatnie, bo nadal się uczę i nie zarabiam. Poszłam do rejestracji tak jak wtedy, ta sama pani położna spytała czy zrobiłam badania, o które prosiła. Powiedziałam, że nie zrobiłam badań bo myślę, że poroniłam. Ona spojrzała na mnie i powiedziała "ale wie pani, że to jest już dziecko".

Nie zapytała jak się czuje, czy wszystko w porządku. Poczułam się oceniona, chciałam uciec ale musiałam być pewna, że faktycznie tego nie ma już we mnie. Czułam potrzebę by zobaczyć to na własne oczy.

Trafiłam do gabinetu ginekologa. Zrobił mi usg dopochwowe, szukał nerwowo tego płoda w środku. W trakcie badania powiedziałam mu, że chyba poroniłam. Zapytał gdzie jest płód, powiedziałam mu, że poroniłam. Zapytał o to jeszcze z 4 razy. Powtórzyłam, że poroniłam. Spytał czy pochowałam go czy wyrzuciłam go do śmietnika. Byłam roztrzęsiona, czułam się jak na przesłuchaniu. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć, więc unikałam dalej odpowiedzi na jego pytanie lub odpowiadałam że nie wiem. Spytał czy byłam u lekarza albo w szpitalu, powiedziałam że nie, że byłam w szoku i byłam przerażona.

Lekarz powiedział tylko, że nie wie co ma teraz zrobić. Powiedział coś w stylu, że prawnie nigdzie nie było napisane że byłam w ciąży. Nie wiem o co mu chodziło. Zaczął dalej mówić, że jak to pani nie wie co się wydarzyło. Ja po prostu nie chciałam odpowiadać na jego pytania, byłam przerażona, czułam się niekomfortowo. Wiedziałam, że wizyta u lekarza nie powinna tak wyglądać. W żadnym momencie nie spytał mnie o to jak się czuje. Jedyne co go interesowało to co się stało z płodem. Nie obchodziłam go jako żyjąca osoba, jego pacjentka.

Poprosiłam go tylko o antykoncepcje, wypisał ją, randomowo nie pytając nawet o to czy biorę jakieś leki. A jak zwróciłam mu uwagę, że biorę leki od psychiatry to coś tam odburknął i tyle. Byłam blisko płaczu w jego gabinecie. To było straszne przeżycie, mam nadzieję, że to nigdy nikogo więcej nie spotka.

Po wizycie byłam i nadal jestem roztrzęsiona. Rozmawiałam o tym z moja terapeutka i dopiero gdy mi to powiedziała dotarło do mnie, że zostałam wykorzystana przez lekarza który zachował się nieprofesjonalnie, nieczule i nadużył swoich kompetencji.