Przejdź do treści

Czułam się, jakby ktoś zabrał mi mnie

Agnieszka

Poczułam się, jakbym obudziła się z jakiegoś koszmaru

Okres spóźniał mi się dwa dni – zdarzało się to często, ale tego dnia po prostu poszłam do apteki, kupiłam test – od razu pozytywny. Wiedziałam, że nie chcę być w ciąży, bo zaszłam w nią z już byłym wtedy partnerem.

Mimo paniki i rozpaczy (ryczałam jak głupia, nie mogłam się uspokoić) weszłam na pierwszą stronę o której pamiętałam – Women on Web i wypełniłam formularz. Decyzja była podjęta przeze mnie w momencie zobaczenia tych dwóch kresek, a nawet wcześniej – miałam i mam nadal dużą świadomość tego, że nie jestem ani psychicznie ani materialnie gotowa na dziecko.

Zadzwoniłam do ex, poinformowałam go o tym, co w sumie nas spotkało. Zrozumiał, wsparł mnie, przeprosił, że go przy mnie nie ma.

Później przelew, stres, sprawdzanie maila kilka razy dziennie. Paczka szła ponad 10 dni, bałam się, że zaginęła. Niby dopiero 5-6 tydzień, miałam dużo czasu ale i tak zjadał mnie stres. Mało osób wiedziało o mojej sytuacji, czułam się coraz gorzej psychicznie. Przestałam wychodzić do ludzi, czułam się, jakby ktoś zabrał mi „mnie”. Dużo czytałam po forach i stronach, szukałam opinii i historii innych osób. Dziewuchy, Aborcyjny Dream Team – te strony stały się dla mnie niczym poranna kawa, codziennie wchodziłam, czytałam, uspokajałam się na nowo.

Gdy otrzymałam tabletki popłakałam się kolejny raz – tym razem ze szczęścia. Wzięłam wolne w pracy, przygotowałam wszystko tak, żeby czuć się bezpiecznie. Miałam obok przyjaciela, byliśmy u niego, w razie czego 5 minut do szpitala. W piątek wzięłam pierwszą tabletkę. W sobotę następne. Czekałam aż się zacznie. W międzyczasie zaczęły się marsze #anijednejwiecej.

Czułam się jakby moja aborcja była w tym momencie niemal symboliczna. Było ciężko, przez chwilę myślałam, że rozerwie mnie od środka z bólu… I nagle pyk. Pierwszy skrzep, pierwsza krew. I poczułam się, jakbym obudziła się z jakiegoś koszmaru. Ból zelżał, ten psychiczny też. Odzyskałam siebie. Każdy skurcz, każdą krew przyjmuje z ulgą. Bo dokonałam wyboru, który powinna mieć każda z nas, wyboru dotyczącego własnego ciała.

Nie żałuję swojej decyzji. Jest mi tylko przykro, że w naszym kraju ta decyzja musi być podejmowana po cichu, za plecami lekarzy, rządu i jak w moim przypadku – rodziny. Że nie mamy wsparcia, nie jesteśmy rzetelnie edukowani. Decydowanie o własnym ciele i własnej, jakby nie patrzeć, przyszłości powinno być prawem, nie przywilejem.